Po dłuższym ignorowaniu szeptów książek Roberta Macfarlane'a w końcu zaprosiłam jedną do siebie, tę najnowszą, której premiera przypada 3 czerwca.
Tak, książki do mnie mówią, migają mi gdzieś z boku, pojawiają się jako
proponowane tytuły - narzędzia śledzące wszelakich aplikacji w tym
przypadku raczej się sprawdzają, albo nauczyłam się im wierzyć? Ważne,
że mi z tym dobrze.

Podziemia. W głąb czasu - Robert Macfarlane
Macfarlane zabrał mnie w podróż przez czas i przestrzeń. Nie tylko patrzyłam pod nogi częściej niż zwykle, ale odbyłam wiele podróży do wnętrza ziemi (uwielbiam J. Verne'a). Przeciskałam się z nim przez wąskie tunele, oglądałam skały i wypatrywałam pierwszych mignięć światła, kiedy wychodziliśmy z kompletnego mroku.
Byłam pod Morzem Północnym, wydobywałam potaż i oglądałam pokrywający wszystko kalcyt. „Przechadzałam” się ulicami drugiego Paryża, wspominając „Nędzników” V. Hugo, czy „Wehikuł czasu” H.G. Wellsa. Ale nie tylko, bo byłam wszędzie i zawsze.
Znaczniki zostawiałam jak pinezki na mapie, by móc zawsze do nich wrócić.
A wrócę na pewno.
Uwaga! Dygresje.
Macfarlane przypomniał mi kryminał, który nie tak dawno czytałam, i w przypadku którego - a konkretnie miejsca akcja pisałam, że nie jest tak fikcyjne, jak się wydaje a był to „Doggerland. Podstęp” - Marii Adolfsson.
Ale nie tylko ta książka, oczywiście oprócz wspomnianych klasyków, pojawiła się w mojej pamięci.
Jaki czas temu czytałam „Zapadłą dziurę Bone Gap” L. Ruby. To młodzieżówka, zapewne większość z Was już kręci nosem, mimo że książki nie zna, w której Autorka pokusiła się o skorzystanie z mitu Demeter i Kory/Persefony.
Pojawia się w niej wiele akcentów polskich (wspomina nawet Wisławę Szymborską), a główna (zaginiona) bohaterka jest Polką. Jest trochę stereotypów dotyczących naszej nacji, ale nie bolą, ani nie irytują. To opowieść bogato podlana realizmem magicznym. Wyobraźnia pracuje na wysokich obrotach, a treść wcale nie jest lekka i łatwa. Stąd zapewne niektóre głosy o niezrozumieniu tego, co się przeczytało.
Dobra, wracamy do Pana MacFarlane'a.
Robert MacFarlane przyszedł do mojego domu, otworzył wiele książek, które czytałam, i pokazał mi: o, to tutaj, pamiętasz? Włączył wszystkie filmy dokumentalne i przygodowe, które kiedykolwiek oglądałam i zaczął dopowiadać nowe rzeczy: o roślinach, zwierzętach, o kosmosie i kopalniach, o górach i jaskiniach, pustyniach, lodowcach. To książka o tym co było, jest i będzie. O mroku bez którego nie dostrzega się światła, o historii bez której nie byłoby przyszłości, od malarstwa naskalnego do ciągłej ewolucji języka. O antropocenie, który w odniesieniu do czasu i natury nie znaczy aż tak wiele, jak się nam wydaje.
Kim będziemy dla tych, którzy zjawią się po nas, czy odkryją to przed czym staramy się ich uchronić i czy rzeczywiście ich chronimy?
Macfarlane'a fascynuje życie, nauka i piękno, i tą fascynacją zaraża. Pisze z wielką wrażliwością, prawie namacalną czułością dla wszystkich ciekawych świata.
W trakcie czytania szukałam podanych przez niego miejsc, zjawisk na mapach świata i oglądałam je w sieci. Niektóre już, jak na przykład Malstrom na Morzu Norweskim, znałam, ale (chyba) nie do końca byłam świadoma tego, jak często ten prąd pojawia się jako inspiracja w sztuce.
Niesamowite! Jak wszyscy boimy się tego, co w głębinach i co pod ziemią.
„Podziemia. W głąb czasu” przypomniała mi dlaczego lubię czytać...
Pewnie zabrzmiało to jak banał?
Żeby odczuwać przyjemność, żeby się uczyć czegoś nowego, dostrzegać to, co wartościowe i na tym się skupiać. Nie chcę czytać książki i psioczyć na Autora, że powtórzył 5 razy to samo słowo, skoro cała reszta książki do mnie przemawia...
„Trzy identyczne zdania pojawiają się w różnych kulturach i epokach: chronić to, co cenne, dostarczać to, co wartościowe, ukrywać to, co szkodliwe”.
Dygresje, znowu.
A czas, kiedy czytać nie mogłam, ale mogłam słuchać, wypełniał mi audiobook (dostępny w aplikacji Empik Go) „Zaginione Miasto Z” Davida Granna (wydawnictwo W.A.B.). I ta jest absolutnie fenomenalna i polecam każdemu, kto lubi czytać o podróżach, o dżungli, lubi historię i opowieści o rodzącej się obsesji. Dawno temu oglądałam film na jej podstawie i również uważam go za bardzo dobry. W książkach, kiedy czyta się je uważnie, jest więcej niż może się wydawać.
Działają jak katalizatory wspomnień, przez gąszcz myśli wyciągają na powierzchnię to, co się już zna, to co się w sobie ma. Pobudzają zmysły do poszukiwań, zachęcają do uczenia się nowych rzeczy, jak łańcuch, który nigdy się nie skończy.
Czytajcie książki Macfarlane'a, są niesamowite.
Wydawnictwo Poznańskie wydało już wcześniej dwie książki Roberta Macfarlane'a i są dostępne na LEGIMI.
Jeżeli potrzebujecie sprawdzić jak działa Legimi, to na końcu zdania jest link do darmowego (30 dni) okresu próbnego - KLIK.
Robert Macfarlane nareszcie po polsku! Znakomity
brytyjski pisarz i podróżnik tym razem poszukuje źródeł osobliwej,
nieracjonalnej i intrygującej miłości do wspinaczki wysokogórskiej.
Chodzenie w góry jest od dwudziestu lat jedną z najszybciej
upowszechniających się form spędzania czasu wolnego – tym, co wyróżnia
ją na tle innych, jest nieodłącznie związane z nią ryzyko śmierci.
Ryzykowanie życia, by wspiąć się na jakąś górę, jeszcze trzy wieki
temu uznano by za dowód szaleństwa. Dziki krajobraz nie był pociągający;
atrakcyjne było to, co człowiek uporządkował. Poza tym przebywanie w
górach wiązało się z niebezpieczeństwami: uważano, że lawinę potrafi
wywołać nawet kaszlnięcie lub muśnięcie skrzydła ptaka, przelatującego
nisko nad ośnieżonym zboczem. Można było wpaść w szczelinę; lodowce
czasami po latach „wypluwały” zesztywniałe zwłoki.
Dopiero w drugiej połowie XVIII wieku ludzie zaczęli podróżować w
góry nie tylko z konieczności i uznawać wspaniałość górskiego
krajobrazu. Góry zaczęły wywierać ogromny, często tragiczny w skutkach
wpływ na ludzkie umysły. W 1865 roku człowiek po raz pierwszy stanął na
szczycie Matterhornu; w czasie zejścia czterech ze zdobywców zginęło,
spadając w przepaść.
Do końca wieku zdobyto wszystkie szczyty Alp i sporządzono mapy
niemal wszystkich alpejskich przełęczy. Tym samym dobiegła końca tak
zwana złota era wspinaczki. Wielu zwróciło swoją uwagę na wielkie pasma
górskie; zaczęto zdobywać szczyty Kaukazu, Andów i Himalajów. Na
przełomie XIX i XX wieku często stawały się one obiektami obsesji.
Uczucia i postawy, które popychały do działania pierwszych wspinaczy,
do dziś pozostają żywe w wyobraźni Zachodu. Respekt odczuwany przed
górami wydaje nam się naturalny. Strzeliste, srogie, oblodzone –
wszystkie tego typu formy krajobrazu cieszą się naszym uwielbieniem;
wydajemy się coraz bardziej spragnieni choćby zapośredniczonego kontaktu
z „dzikością”.
Robert Macfarlane rzetelnie opisuje fenomen
radykalnej zmiany: co stało się na przełomie kilku stuleci, że cechy
gór, które budziły wcześniej odrazę – stromizna, odosobnienie,
śmiertelne niebezpieczeństwa – zaczęto zaliczać do ich największych
zalet.
Dawne Szlaki rzadko znikają, chyba że pochłonie je
morze albo przykryje asfalt. Trwają pod postacią ledwo dostrzegalnych
elementów krajobrazu – widocznych dla tych, którzy wiedzą, na co zwracać
uwagę.
Robert Macfarlane odkrywa przed nami zapomniany świat: trakty, drogi, Szlaki
handlowe i trasy, którymi kiedyś podążali pielgrzymi. Pieszo i na
rowerze, w upale i mrozie, ze złamanym żebrem, pęcherzami na nogach,
niekiedy bez snu – przemierza południowo-wschodnią Anglię,
północno-zachodnią Szkocję, Hiszpanię, prowincję Sichuan i Palestynę.
Jego duchowym przewodnikiem w snuciu opowieści o wzajemnym kształtowaniu
ludzi i miejsc jest dwudziestowieczny pisarz i poeta, Edward Thomas.
Ta książka to prawdziwe „tour de force” jednego z najznakomitszych
współczesnych brytyjskich pisarzy, wielokrotnie nagradzanego i dotąd
niepublikowanego w Polsce. To literatura drogi, natury i przygody w
najlepszym wydaniu, łącząca w sobie myśl filozoficzną z historią i
bogatą wiedzą geograficzno-przyrodniczą.
Mam nadzieję, że książka zachwyci mnie tak jak Ciebie :) Trochę jej grubość i małe literki mnie stresują, dlatego jakoś jeszcze do niej nie dotarłam, ale już niedługo na pewno za nią złapię ;)
OdpowiedzUsuńCzyta się niezwykle przyjemnie i jak na tę objętość, ekspresowo.
Usuń