Takie tam, w urzędzie...
6
Zewsząd krzyczą do nas kolorowe światełka. Świat zalewa morze grudniowej - świątecznej słodyczy i dobroci. Wszyscy są uśmiechnięci i dobrze sobie życzą...
Byłam dziś w miejscu pełnym magii. Ubrana w żółty sweter, okryta purpurową kurtką - wyglądałam niczym żółtko jajka pretendujące do najwyższego sakramentu świeceń w Kościele chrześcijańskim - jak ktoś się poczuł urażony to najmocniej - przepraszam.
Przemierzałam żwawym krokiem przepastne korytarze jednego z pobliskich urzędów. Z uśmiechem na ustach, mimo skręcającego się z nerwów żołądka, stanęłam na wprost wrót do innego świata. Patrzę, a tam czarno na białym - PROSZĘ KIEROWAĆ SIĘ DO POKOJU NR 6. Toteż biorąc za pewnik przeczytane zdanie - zawróciłam stukając obcasami o wypolerowaną podłogę i skierowałam się ku cyfrze diabła... Te odniesienia do wiary to niecelowe.
Na drzwiach z szatańską cyfrą zastałam milion różnych kartek zadrukowanych czcionką, chyba też nr 6. Z racji wieku średniego i wady wzroku nie mogłam ich niestety odczytać.
No nic, myślę: raz kozie śmierć.
No nic, myślę: raz kozie śmierć.
Pukam... Cisza...
A ja się ciszy boję...
Naciskam klamkę i wchodzę.
6 znowu te magiczne 6! Sześć kobiet kręci się po pokoju przypominającym halę, trzymając segregatory i łapiąc wypadające z nich kartki.
Ponownie odpowiada mi cisza, przerywana tykaniem zegara...
Ponownie się witam.
I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki panie zaczynają mówić. I to wszystkie w jednym czasie... ale... do siebie.
Patrzę pod nogi. Stoję na podłodze, mam zielone spodnie, wyżej jak wspomniałam wcześniej.
Może mi się to śni? Może ja z domu nie wyszłam, a może obudziłam się w świecie równoległym, w którym mam moc bycia niewidzialną?
Wołam: HALO! Jest tu kto?
Dalej toczą się rozmowy. Taki jazgot jak na targu, kiedy nie wiadomo kto sprzedaje, a kto kupuje.
Ale nic, nie poddam się.
Wołam: Przyszłam spod pokoju numer 5! Na którego drzwiach napisano, że trzeba się kierować do Pań!
Jazgot ustał.
Wtem 12. par oczu skierowało się na mnie i zaczęło dość groźnie się mrużyć.
Myślę sobie, a jednak istnieję! Myślę, więc JESTEM!
Pada pytanie i to idealnym chórem, dalekim od anielskiego:
TO NIEAKTUALNE! TA KARTKA WISI OD MIESIĄCA! TAM TRZEBA PUKAĆ!
No nic. Przeprosiłam, że przeczytałam ze zrozumieniem i zawróciłam pod moją piątkę. Czekałam jakieś 30. minut na swoją kolej. Sprawę prawie załatwiłam.
Prawie bo w urzędach nigdy nic nie jest na stałe.
W pokoju nr 5, miło też nie było. Nie było kontaktu wzrokowego, było za to jakieś mruczando, że coś tam, że ktoś tam, i za dwa tygodnie się zobaczy.
W pokoju nr 5, miło też nie było. Nie było kontaktu wzrokowego, było za to jakieś mruczando, że coś tam, że ktoś tam, i za dwa tygodnie się zobaczy.
Ale za to dowiedziałam się, że jedna z Pań nie lubi kalendarzy biurkowych, a inna z osób załatwiających sprawę w tym pokoju - jedzie do znajomej i to za granicę! Dowiedziałam się o niej prawie wszystkiego łącznie z numerem PESEL...
A spędziłam w tym pokoju maksymalnie 8. minut. I nie chciałam poznawać jej biografii.
Ale do brzegu.
Ja rozumiem, że się nie chce.
Ja rozumiem, że nie płacą jak się zakładało.
Ja rozumiem, że ponuro.
Ja rozumiem, że praca z ludźmi nie jest lekka, łatwa i przyjemna.
Ja rozumiem, że nie płacą jak się zakładało.
Ja rozumiem, że ponuro.
Ja rozumiem, że praca z ludźmi nie jest lekka, łatwa i przyjemna.
Ale czy to tylko mi się wydaje, czy kompletnie nic - łącznie z wysokością pensji, od wielu lat w szeroko pojętych urzędach się nie zmienia?
No może z wyjątkiem twarzy, które z racji upływającego czasu po prostu się zmieniają.
No może z wyjątkiem twarzy, które z racji upływającego czasu po prostu się zmieniają.
Nie mogę strony w internecie normalnie otworzyć, bo muszę milion zgód potwierdzić; jakieś ciasteczka, RODO, subskrypcje, lokalizacje...
A pójdę do przypadkowego urzędu i choć nie chcę - to mam dostęp do czyichś danych - bo leżą na biurku przede mną?
A pójdę do przypadkowego urzędu i choć nie chcę - to mam dostęp do czyichś danych - bo leżą na biurku przede mną?
Dlaczego tak utrudniamy rzeczy, które już na wstępie są z gatunku tych trudnych. Dlaczego jesteśmy dla siebie tacy - mówiąc wprost - niemili?
Szczerzyłam się głupi do sera i to nic nie dało. Może powinnam taktykę zmienić?
Jak wejdziesz między wrony musisz krakać jak i one? Ale ja nie chcę wrzeszczeć i komuś coś kazać.
Szczerzyłam się głupi do sera i to nic nie dało. Może powinnam taktykę zmienić?
Jak wejdziesz między wrony musisz krakać jak i one? Ale ja nie chcę wrzeszczeć i komuś coś kazać.
Swoją frustracje z siebie zrzuciłam i będzie mi się pewnie lepiej spało, choć nic, kompletnie nic w świecie nie zmieniłam.
Właśnie nie tylko w urzędach, ale wszędzie. Przykro się robi, jak człowiek widzi, że nikt nie próbuje być miły, że.kazdy jedynie o swój tyłek i wygodę dba. Staram się uczyć dziecko, że trzeba być dobrym człowiekiem, staram się być miła dla każdego, a ostatnio tyle złych sytuacji mnie spotkało, tyle niemiłych, że zastanawiam się czy warto.
OdpowiedzUsuńZawsze warto, nawet jak się spotykamy ze ścianą. Może w domu, po pracy przemyśli jak była/był niemiły i na drugi dzień się zastanowi i chociaż odpowie na uśmiech. Zastanawiające jest to, że wszędzie wszyscy dosłownie wymiotują świątecznym klimatem, a codzienność pokazuje co innego.
UsuńRównież uważam, że niestety w tej kwestii niestety nic się nie zmienia.
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo zmienia się przecież kadra, inni ludzie, a zachowania takie same. Kiedyś narzekało się na ustrój, ustrój się zmienił, ale ludzie nie.
UsuńA ja powiem z innej bajki - powinnaś napisać książkę! Świetnie piszesz ;)
OdpowiedzUsuńBo o urzędach i patrzeniu wilkiem nie chcę się wypowiadać w leniwą niedzielę ;)
haha kiedyś były takie marzenia, ale kto by chciał takie smuty czytać :D w niedzielę nie ma co się nad tym zastanawiać. Ogólnie nie ma co się zastanawiać... tylko chyba mówić innym wprost, że się nie akceptuje takiego zachowania. Spróbuję następnym razem :D
Usuń